run-log.com

Informacje

  • Wszystkie kilometry: 35393.81 km
  • Czas na rowerze: 75d 03h 01m
  • Prędkość średnia: 18.43 km/h
  • Więcej informacji.

2011

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi



Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy piotrekzkrakowa.bikestats.pl

Archiwum



Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2016

Dystans całkowity:932.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:48:45
Średnia prędkość:19.12 km/h
Suma podjazdów:4896 m
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:155.33 km i 8h 07m
Więcej statystyk

Hajnówka - Mielnik

Niedziela, 31 lipca 2016 | dodano:12.09.2016
Km: 111.50 Czas: 06:09 Średnia prędkość [km/h:] 18.13 Kalorie [kcal] Podjazdy [m]:
Rower: Peżot

Supraśl - Hajnówka

Sobota, 30 lipca 2016 | dodano:12.09.2016
Km: 120.00 Czas: 06:57 Średnia prędkość [km/h:] 17.27 Kalorie [kcal] Podjazdy [m]:
Rower: Peżot

Przewięź - Supraśl

Piątek, 29 lipca 2016 | dodano:12.09.2016
Km: 171.60 Czas: 09:21 Średnia prędkość [km/h:] 18.35 Kalorie [kcal] Podjazdy [m]:
Rower: Peżot

Suwałki - Przewięź

Czwartek, 28 lipca 2016 | dodano:12.09.2016Kategoria Dla przyjemności
Km: 45.50 Czas: 02:52 Średnia prędkość [km/h:] 15.87 Kalorie [kcal] Podjazdy [m]:
Rower: Peżot

Wokół Tatr z Krakowa



Geneza
Irracjonalnie zapragnąłem przejechać 400 km. Najchętniej jak  @starszapani pojechałbym na Hel, ale lubię wracać rowerem do domu, więc musiała być pętla, najlepiej na południe (bo nie lubię przebijania się szosówką przez Kraków, a na południu tegoż mieszkam).
No więc pomysł miałem i czekałem na ustaloną pogodę, o którą w Tatrach, w czerwcu i lipcu wcale łatwo nie jest. W piątek decyzja zapada. Jadę o północy z soboty na niedzielę. Wcześniej zapewniam sobie dobrą motywację rozgłaszając wśród znajomych i na fejsbuku, że jadę (wtedy trochę wstyd zrezygnować)
W sobotę jeszcze kilka rzeczy do zrobienia, w tym montaż lampki i montaż świeżo zdobytego GPSa. Całą kierownicę zajmuje mi torba więc miałem z tym trochę zabawy. Mój improwizowany uchwyt na lampkę poraża brzydotą. Ale pomysł powstał w Castoramie, gdzie pojechałem coś wymyślić i od razy zdobyć jakieś materiały na konstrukcję.
Żona wiedząc, że wyjadę o północy od wczesnego popołudnia usiłowała wymóc na mnie kilka godzin snu. Jednak dopiero o 21. kładę się na chwilę, ale nie zasypiam. O 23. Wstaję i zaczynam się ubierać. Jem kanapkę, wypijam kawę i jestem gotowy do wyjazdu. Do północy jeszcze trochę czasu. Siadam do pianina i ćwiczę przez chwilę dwa takty tematu muzycznego z Foresta Gumpa. Mija północ. Wyjeżdżam.

Kawa w domu – kawa w Zabrzeży

Podjazd do Świątnik Górnych. Na rondzie skręcam w lewo i kieruję się na Gorzków gdzie skręcam na południe. Jest niemal absolutnie ciemno. Księżyca nie ma, tylko gwiazdy. W Raciechowicach widzę „spadającą gwiazdę” idealnie na moim kierunku (a dokładniej to bardzo jasny meteor). Życzę sobie szczęśliwego powrotu do domu. Nucę pod nosem „Seen a shooting star tonight, And I thought of you…”Trasę raczej znam ale w zupełnych ciemnościach GPS okazuje się nieoceniony. Prowadzi mnie niczym nić Ariadny. Bardzo się to przydaje bo w oczach zostają jedynie ścinki krajobrazu wydobyte z mroku nożem światła. Płot, drzewo, kapliczka, świecące w ciemnościach oczy… Niebo zaczyna jaśnieć na wschodzie. Dojeżdżam do Zabrzeży. Tylko chwila do wschodu słońca. Widzę „Orlen”. Decyduję się na kawostop.

Zabrzeż – Biały Wag
Stacja wygląda na zamkniętą. Rroleta spuszczona, w środku pusto. Napis „czynne 24 h” wydaje się pokpiwać ze mnie. Mój odjazd powstrzymują wybrzmiewające z głośnika słowa: „Dzień dobry, czym mogę służyć?” Jednak będzie kawa :)  Stacja jest obsługiwana z nocnej kasy czyli okienka i systemu szuflad z którego po chwili wyciągam duży kubek pachnącej latte. Wydobytą z podsiodłówki kanapkę popijam kawą, gawędząc ze sprzedawcą. Nad Dunajcem gwałtownie wschodzi słońce oświetlając rower tkwiący pomiędzy paletą płynu do spryskiwaczy a stosem węgla drzewnego… Jadę. Do rzeki podjeżdżają spóźnieni wędkarze. Ci wcześniejsi już tkwią w nurcie, w najlepszych miejscach i zawzięcie chłoszczą wodę.
W Szczawnicy wjeżdżam na szlak do Czerwonego Klasztoru. Demontuję lampkę, lubię mieć tę część kierownicy na własność. Po ostrym tłuczniu jadę klnąc, że nie zabrałem zapasowej opony. Po drodze spotykam biegacza z labradorem. Zagaduję najpierw do psa… Od biegacza dowiaduję się, że szlak jest mocno obciążony przez rowerzystów i spacerowiczów, zazwyczaj tłum, że nie da się przejść… Zwłaszcza w niedzielę. O tej godzinie całe szczęście pusto.
Koniec żwirowej nawierzchni. Radość z asfaltu powoduje przegapienie mojego skrętu i nadkładam 15 km. Wracam do używania GPSu, wracam na moją trasę. Pogoda coraz ładniejsza. Zdejmuję nogawki, rękawki i kurtkę.. Jadę „na krótko”. Podjeżdżam na Magurske Sedlo. Piękne widoki. We wiacie na przełęczy zjadam kolejną kanapkę i herbatniki popijając oshee. Trochę się martwię o płyny. Zostały mi dwie butelki oshee. Jadę rozglądając się za sklepem. O tej porze jednak otwarte są tylko kościoły. W Białej Spiskiej skręcam na północ i wygodną ścieżką rowerową dostaje się na Ścieżkę Wolności (Cesta Slobody). Jadę w średnim ruchu. Droga jest jednak całkiem szeroka. Najwięcej jest chyba motocyklistów. Robią gigantyczny hałas, więc traci się poczucie obcowania z naturą. Sporo rejestracji z Polski. W pamięć zapadł mi wielki chopper wyposażony w gargantuicznych rozmiarów crash bar, na którym trzymał nogi kierowca. Pozycja absurdalna, nogi rozłożone niemal w szpagat. W sklepowych jeansach tego się nie da zrobić.
Rozglądam się za sklepem i w końcu udaje mi się kupić 1,5 l wody mineralnej i butelkę piwa. Wodę przelewam do butelek po oshee. Piwo ląduje w podsiodłówce. Chwilowo jestem zaopatrzony. Mam półtora litra wody, pół litra piwa i trzy czwarte litra oshee. Pedałuję, podziwiam widoki. Jest cały czas pod górę, ale nie jakoś bardzo stromo. GPS fajnie pokazuje wysokość więc wiem ile jeszcze podjazdu.
Strbske Pleso. Najwyższy punk na dzisiejszej trasie. GPS pokazał 1262 m. To połowa drogi. Robię się głodny. Kilka km niżej znajduję przyjemne miejsce na postój kanapkowo-piwny. Pod drogą przepływa strumień, tworzący obok niewielkie jeziorko. To podobno Biały Wag. Moczę więc nogi w zlewisku Morza Czarnego.

Biały Wag – Liptowski Mikulasz

Niechętnie ruszam dalej. Zjeżdżam na dno rozległej doliny. Płasko jak na stole, rozległe uprawy kukurydzy, pszenicy, żyta. Stopniowo przybliżam się do pasma górskiego na horyzonce. Krajobraz przestaje mi się podobać. Pocieszam się, że jeszcze trochę i wracam w góry. Staram się szybko opuścić niezbyt piękny Liptowski Mikulasz.

Liptowski Mikulasz – Czarny Dunajec

Jest gorąco. Jedząc lody czuje słoneczne oparzenia na lewym przedramieniu i na lewej nodze nad kolanem. Ruszam dalej. Bojąc się dalszych oparzeń ubieram nogawki i rękawki. Wolałbym tylko na lewą rękę i lewą nogę ale chyba śmiesznie by to wyglądało.
Wkrótce ostatni większy podjazd (Kvačianske Sedlo). Jedzie mi się nadal całkiem fajnie. Jeszcze nie czuję zmęczenia, jeszcze 150 km. Zjazd z przełęczy zapowiadał się na fajny i długi. Fajny był przez ok. 3 km. Potem był już tylko długi bój z koszmarnym asfaltem. Hamowania i troska o całość roweru. Na dodatek spory ruch samochodowy, wiele razy jestem wyprzedzany na trzeciego. Zabawiam się wyzywaniem nieprzepisowo wyprzedzających kierowców. Tablice TBU to zapewne Busko, więc krzyczę za odjeżdżającym autem „Ty bucu z Buska. Potem obrywa się jeszcze RDE (Dębica): debilu z Dębicy. KWI (Wieliczka): wieśniaku z Wieliczki, EPI (Piotrków) P...do z Piotrkowa.
Kończy się zapas picia. Wszystko w okolicy zamknięte. Mijam Suchą Horę i jestem w Chochołowie. Cieszę się z wjazdu do Polski. Mamy zdecydowanie lepsze asfalty. Nogi nawykłe do kręcenia dowiozły mnie do Czarnego Dunajca gdzie dopada mnie kryzys. Najbardziej boli mnie siedzenie, które mocno oberwało na ostatnich kilometrach. Bolą mnie dłonie. Myślę o przerwaniu jazdy i dłuższym odpoczynku. Muszę też coś zjeść i wypić. W Czarnym Dunajcu zatrzymuję się w restauracji. Mają piwo bezalkoholowe. Wypijam jedno duszkiem. Zamawiam pizzę i kolejne piwo. Oczekiwanie na pizze wykorzystuję na rozmowy z żoną. Dodzwania się do mnie syn. Znajomi na fejsie kibicują… Nie no, nie mogę odpuścić. Ruszam, uprzednio zakładając bieda-lampkę na kierownicę.

Czarny Dunajec Kraków

Drogę znam dobrze, księżyc jeszcze przez chwilę pomaga. Ruch stopniowo spada. Jedzie mi się średnio. Dłonie bolą: zmieniam chwyt na kierownicy, ubieram rękawiczki, zmieniam chwyt, zdejmuje rękawiczki, zmieniam chwyt, zmieniam chwyt… Tyłek boli: Nie podciągam na SPDach w górę… tylko naciskam na pedały i to delikatnie, żeby nie zmieniać pozycji na siodełku. Kieruję się na Rabę Wyżną, Rabkę, Mszanę Dolną, Pcim, Spora część trasy to przyjemne w normalnych okolicznościach zjazdy. Kiedy jednak układam ciało do zjazdu, boli mnie 60% punktów styku z rowerem. Czyli nie bolą mnie tylko nogi. Docieram do Stróży, do moich przyjaciół . Dochodzi północ, ale czekają na mnie. Dłuższą chwilę rozmawiamy, dostaje dwie duże szklanki jakiś napojów i zbieram się do drogi. Zostało 35 km. Myślenice… Polanka… Przysypiam na zjeździe, przytomnieje słysząc donośny klakson. Uff… Koncentruję się… patrzę w GPS… liczę światła w oknach, wymyślam sposoby, żeby mieć otwarte oczy… Zawada, Krzyszkowice, Siepraw, Świątniki… W Swoszowicach mijam się z nocnym kolarzem. Dwa światła w pionie (czołówka i kierownica) wyglądają jakoś nierzeczywiście. Głośnie terkotanie bębenka uświadamia mi, że to nie złudzenie. Jeszcze kilka km i dom, kąpiel, łóżko. Przed drugą w nocy dojechałem :D

Zjadłem:

6 kanapek z szynką i serem,
2 paczki petit-beurre
2 porcje lodów włoskich
1 pizzę małą z szynką i ananasem

Wypiłem:

(łącznie 6,15 litra płynów)
kawę (0,3 l)
Oshee (2,25 l)
Wodę mineralną (1,5 l)
Piwo (0,5 l)
Piwo bezalkoholowe (1 l)
Napoje inne (0,6 l)

*Garmin GPSMAP 60Csx pracował non-stop przez 26 godzin na dwóch paluszkach z Ikei. W bateriach nadal jest trochę energii.

Trochę zdjęć

Poniedziałek, 11 lipca 2016 | dodano:11.07.2016
Km: 407.30 Czas: 20:24 Średnia prędkość [km/h:] 19.97 Kalorie [kcal] Podjazdy [m]:4896
Rower: b'twin sport 4

Przed śniadaniem

Sobota, 2 lipca 2016 | dodano:12.09.2016
Km: 76.10 Czas: 03:02 Średnia prędkość [km/h:] 25.09 Kalorie [kcal] Podjazdy [m]:
Rower: b'twin sport 4

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl